

Ups.. Jeszcze chwila
Pełny dostęp tylko dla zalogowanych użytkowników.
BEZ REKLAM!
Rejestracja zajmuje mniej niż minutę.
Utwórz konto kilkoma kliknięciami.
Po sukcesie „Prey”, który tchnął nowe życie w zmęczoną franczyzę, reżyser Dan Trachtenberg wraca z filmem, który przesuwa granice tego, czym może być kino o Predatorze. „Predator: Strefa zagrożenia” (oryg. Predator: Badlands) to połączenie epickiego science fiction, survivalu i emocjonalnej opowieści o tożsamości.
Tym razem łowcą nie jest człowiek – lecz sam Predator.
Fabuła filmu zaczyna się na planecie Yautja Prime, gdzie młody, niedoświadczony Predator imieniem Dek zostaje uznany za zbyt słabego, by zasłużyć na miano wojownika. Jego ojciec, potężny i bezwzględny Njohrr, rozkazuje bratu Deka, by go zabił. W akcie buntu brat pozwala mu jednak uciec na odległą planetę Genna — miejsce, z którego nikt jeszcze nie wrócił.
Dek wyrusza, by zapolować na mityczną bestię zwaną Kalisk — legendarne stworzenie, którego pokonanie miałoby dowieść jego wartości. Zamiast klasycznego polowania dostajemy jednak film o przetrwaniu, empatii i przekraczaniu własnej natury.
Po katastrofie statku Dek spotyka Thię – uszkodzonego androida korporacji Weyland-Yutani (tak, tej samej, która przewija się w uniwersum „Obcego”). Thia jest pozbawiona nóg, zniszczona, ale wciąż zdeterminowana, by odzyskać swoje ciało. Z początku traktują się jak wrogowie, jednak w świecie, gdzie każda forma życia chce ich zabić, uczą się współpracować.
Thia i Dek to najdziwniejszy duet w historii serii – Predator i maszyna, które uczą się… zaufania. Elle Fanning w podwójnej roli (Thia i jej „siostry” Tessy) gra z niezwykłą subtelnością – w jednej wersji postaci ciepło, w drugiej lodowaty dystans. To dzięki niej film zyskuje duszę, jakiej w serii „Predator” jeszcze nie było.
Trachtenberg po raz kolejny udowadnia, że woli intymne światy od spektakularnych bitew. Genna to planeta żyjąca – organiczna, niebezpieczna i piękna. Krajobrazy przypominają miksturę Nowej Zelandii, Islandii i koszmarów HR Gigera: gigantyczne rośliny przypominają mięśnie, skały oddychają, a mgła zdaje się reagować na ruch.
To nie jest tło – to przeciwnik. Każda scena na Gennie to walka o tlen, ciepło, orientację i psychikę. Kamera trzyma się blisko bohaterów, przez co czujemy się jak w środku obcego organizmu.
Kiedy Dek odkrywa, że Kalisk ma potomstwo – małą, quasi-zwierzęcą istotę nazwaną „Bud” – jego misja nabiera innego sensu. Zamiast zabijać, postanawia chronić. W międzyczasie Weyland-Yutani wysyła ekspedycję, by przechwycić zarówno Kaliska, jak i samego Predatora. To prowadzi do serii spektakularnych scen akcji – ciasne korytarze, eksplodujące laboratoria, walka z maszynami i biomechanicznymi potworami.
Kulminacja to pojedynek między Deki i Tessą (androidem w mech-zbroi, sterowanym przez Fanning w podwójnej roli). To futurystyczna reinterpretacja finału z „Aliens” – brutalna, ale też emocjonalnie rozdzierająca.
Dek wraca na Yautja Prime z trofeum – nie ciałem Kaliska, ale czaszką swojej przeciwniczki. Gdy jego ojciec odmawia mu uznania, Dek dokonuje ostatecznej zemsty. To scena równie szekspirowska, co bestialska.
Dimitrius Schuster-Koloamatangi jako Dek to rewelacyjne odkrycie. Jego Predator nie jest niemy – jest młody, impulsywny, pełen emocji. Rzadko zdarza się, by widz współczuł kosmicznemu łowcy, ale tutaj naprawdę kibicujemy jego walce.
Elle Fanning z kolei tworzy dwa bieguny człowieczeństwa: empatię i kontrolę. Thia jest androidem, który uczy się czuć, a Tessa – maszyną, która zapomniała, że kiedykolwiek czuła. Jej gra to majstersztyk subtelności.
Trachtenberg nie kręci „Predatora 6”. On kręci „Predatora 2.0” – film o ewolucji gatunku. Kamera jest blisko ciała, zmysłów i rytmu oddechu. Sceny akcji są surowe, ale czytelne. Efekty praktyczne dominują nad CGI, co nadaje całości organiczny realizm – śluz, błoto, krew, pot, iskry z uszkodzonego sprzętu.
To nie blockbuster z tysiącem wybuchów. To film, w którym nawet scena ciszy ma ciężar.
„Predator: Strefa zagrożenia” to film o dojrzewaniu i sprzeciwie wobec systemu.
Dek buntuje się przeciw ojcu, przeciw kulturze, przeciw naturze, która każe mu zabijać, by żyć.
To historia o stworzeniu, które staje się bardziej ludzkie niż jego twórcy – motyw z Frankensteinowską nutą.
Sojusz z androidem i dzieckiem Kaliska to symbol: tylko współpraca między tym, co organiczne i syntetyczne, może przetrwać w świecie, który sam siebie zjada.
Zdjęcia realizowano w Nowej Zelandii i na Islandii – w prawdziwych, ekstremalnych warunkach. Trachtenberg znów pracował z ekipą z „Prey”, stawiając na fizyczność i autentyczność. Efekty stworzyło studio odpowiedzialne za „The Mandalorian” i „Dune”.
Światowa premiera odbyła się 3 listopada 2025 w Los Angeles, a 7 listopada film trafił do kin na całym świecie. Krytycy chwalą „Badlands” jako „najbardziej emocjonalny film w historii serii”.
Serwis Variety nazwał go „Predatorem, który ma serce”, a magazyn Empire dodał: „W końcu ktoś zrozumiał, że łowca też może być ofiarą.”
„Predator: Strefa zagrożenia” to film, którego nikt się nie spodziewał – mądry, brutalny i pełen serca. Nie chodzi tu o to, kto kogo upoluje, ale o to, czy ktoś jeszcze potrafi czuć w świecie stworzonym do polowania.
Trachtenberg daje serii nowe życie, pokazując, że nawet Predator może mieć sumienie, a empatia potrafi być najgroźniejszą bronią.
To kino, które łapie za gardło – i nie puszcza do ostatniej sceny.
Predator: Strefa zagrożenia (2025) - opinie i komentarze użytkowników: